Ten kraj na razie nie nadaje się do żadnej Unii
Europejskiej. Tylko, że nie ma wyjścia, musi się z nią integrować. A UE nie
może pozwolić sobie na dalsze odtrącanie go.
W tym roku, podobnie jak w poprzednim, jechałem na Krym w
ukraińskim pociągu ze starszym małżeństwem. Jedzie się 20 godzin, więc się
gada. Ci z ubiegłego roku byli z Kijowa i strasznie narzekali na ukraińską
młodzież, bo ich zdaniem zarażona ukraińskim nacjonalizmem. – No niech Pan tak
na mnie nie patrzy. To co oni wyprawiają nie mieści się w głowie. Najgorsi są
studenci Akademii Kijowsko-Mohylańskiej. Organizują marsze, żeby na Ukrainie nie można było
rozmawiać po rosyjsku – facet przypomniał, że były protesty przeciwko uznaniu
języka rosyjskiego, jako drugiego języka urzędowego na Ukrainie.
- Jesteśmy bratnimi narodami. Dużo Ukraińców pracuje w Rosji
i sporo Rosjan jest w Kijowie. Nasza gospodarka związana jest z rosyjską –
dodała jego żona.
W tym roku rozmowa była zupełnie inna. – Dość! Cenę gazu
Rosjanie tak nam podnieśli, że bardziej opłaca się nam go kupować od Niemców
niż od Rosjan. Teraz wymyślili sobie, że nasze cukierki są trujące i nie chcą
ich od nas. Niech się od nas odczepią. Niech się lepiej zajmą swoimi
harmoszkami i brzózkami, które tak kochają – usłyszałem od mężczyzny. To
małżeństwo było z Charkowa, ze wschodniej Ukrainy, tradycyjnie bardzo
prorosyjskiej. Do niedawna w Charkowie takie słowa uważane były za banderowską
nutę i objaw opętania faszyzmem.
Nie wiem, czy
małżeństwo, które poznałem rok temu zmieniło zdanie o relacjach Ukrainy z
Rosją, ale nie zdziwiłbym się. Bo gdy dojechałem na prorosyjski do niedawna
Krym, usłyszałem podobne żale miejscowych, często etnicznych Rosjan. Można je
streścić: „Wystarczy lania nas kijem po głowach przez Moskwę, idziemy do
Europy”.
W listopadzie Ukraina ma podpisać umowę stowarzyszeniową z
Unią Europejską. Dzięki niej ma być Ukraińcom łatwiej robić interesy z krajami
UE. Główny warunek: Ukraina będzie musiała przynajmniej w podstawowych
kwestiach poprawić swoje prawo.
Unia uzależnia podpisanie umowy od wypuszczenia z więzienia
Julii Tymoszenko. Ale to już jest tylko zabawa, wkrótce Tymoszenko pojedzie do
Niemiec na leczenie. Jurij Łucenko, były szef ukraińskiego MSW, skazany w 2012
roku na cztery lata więzienia, został ułaskawiony w kwietniu br. Sprawy i
nastroje proeuropejskie poszły na Ukrainie za daleko, by Europa mogła się
wycofać. Wątpię, by teraz znalazł się w UE odważny, który powiedziałby coraz
bardziej proeuropejsko nastawionym 50 mln ludzi: „Sorry, ale spadajcie”.
Moskwa długo i ciężko pracowała na to, by zrazić do siebie
Ukraińców. Najpierw były wojny gazowe, zakręcanie kurków, podnoszenie cen. To
miała być kara za to, że Ukraińcy nie posłuchali Moskwy i wybrali sobie na
prezydenta Wiktora Juszczenkę. Rosjanie podnieśli ceny gazu dla braci Ukraińców
do poziomu wyższego niż sprzedają go Europie Zachodniej. I to uzdrowiło
sytuację, bo Rosja straciła narzędzie szantażu. Mogli już tylko gaz zakręcać. Zakręcali,
ale Ukraińcy wytrzymali, bo wiedzieli, że gaz musi płynąć przez ich kraj do
Europy. A jak płynął, to ten europejski gaz podkradali, żeby się trochę ogrzać.
Rosjanie byli bezradni, kurek musieli odkręcić.
Teraz Moskwa pokazuje braciom, co ich czeka, jeżeli
zrezygnują z zapisania się do budowanej przez Moskwę razem z Kazachstanem i
Białorusią Unii Celnej. Był więc cały zestaw argumentów: drobiazgowe kontrole
ukraińskich samochodów na granicy, olbrzymie kolejki, straszenie, że Ukraińcy
nie będą mogli pracować w Moskwie i przesyłać na Ukrainę zarobionych tam
pieniędzy. Na koniec cukierki i czekoladki z Ukrainy okazały się dla Rosjan bardzo
trujące.
Odpowiedź Ukrainy na problemy graniczne była zdecydowana i imponująco
bezczelna. Ukraińcy w rosyjskiej żywności też znaleźli jakieś drobnoustroje.
Pozamykali więc niektóre przejścia graniczne z Rosją i Białorusią, twierdząc,
że nie ma tam odpowiednich warunków do badania żywności. Rosyjskie ciężarówki
jadące np. do Niemiec musiały więc nadkładać olbrzymie odległości, zahaczając o kraje nadbałtyckie.
Rosjanie przedobrzyli, a Ukraińcy o Unii Celnej nie chcą
słyszeć. - Nasze członkostwo w Unii Celnej niczego nie zmieni. Dalej będą nas
tłukli, żeby co chwilę coś wymuszać. Nie wybieramy się do żadnej Unii Celnej,
która przypomina mi klub biednych i skorumpowanych krajów – powiedział mój znajomy,
dziennikarz z Kijowa.
Rządzący dziś Ukrainą nie mogą nie brać pod uwagę takich
nastrojów społecznych. Jeżeli nawet na wschodzie i południu Ukrainy nie ma
pogody na związki z Rosja, to parcie do nich oznaczałoby samobójstwo przy
najbliższych wyborach. Bo na Ukrainie nie wiadomo, kto wygra wybory, w przeciwieństwie
do Rosji, Kazachstanu i Białorusi, gdzie jest to oczywiste. Poza tym ukraińscy
oligarchowie, i to właśnie ci ze wschodu Ukrainy, którzy sterują prezydentem
Wiktorem Janukowiczem prą do umowy z UE, a nie z Rosją. Co im się stało? Jak wszyscy
ludzie, którzy kochają pieniądze, policzyli koszty i ewentualne zyski, a potem
oszacowali ryzyko.
Argumenty Rosjan w stylu: Przecież my bracia jesteśmy,
narody bliskie i prawosławne, nie robią na Ukrainie wrażenia. To nie 1654 rok,
nie Perejasławie, gdy religia znaczyła bardzo wiele i Bohdan Chmielnicki oddał
Ukrainę carowi Aleksemu I w imię braterstwa w prawosławiu.
Tylko czy Ukraina nadaje się do związku z UE? Nie, nie
nadaje się. Ukraina męczy i irytuje już nie tylko Brukselę, ale nawet Warszawę.
W Kijowie wyznają miłość UE, za chwilę wsadzają politycznych przeciwników do
więzienia, za grubymi nićmi szyte sprawy. Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu.
Ludzi, i to głównie swoich, też męczą, najczęściej bezsensownymi pierdołami.
Kilka lat temu zniesiono obowiązek pokazywania paszportów przy kupowaniu
biletów kolejowych. Niedawno go przywrócono. I na dokładkę wprowadzono
obowiązek okazywania paszportów przy wymianie zagranicznych walut. W kantorze
pokazujesz paszport, tam go kserują, drukują paragon, też go kserują, papierki
spinają spinaczem i odkładają je do szuflady. Co się z tym dalej dzieje, gdzie
z całej Ukrainy zwożą i składują w ten sposób uzyskane dowody wymiany
pieniędzy? Nie wiem, wolę nawet o tym nie myśleć.
 |
Knajpka nad morzem w Sudaku w 2013 r. |
Ukrainę ominęły przemiany po rozpadzie ZSRR, które
zaaplikowały sobie kraje nadbałtyckie, Polska, Węgry lub Czechy. Dlatego na
Ukrainie wciąż ciężko jest załatwić cokolwiek bez przekazania koperty z
banknotami pod stołem. Na Ukrainie jest możliwe, że 27-letni Siergiej
Kurczenko, kolega syna prezydenta przejmuje największy holding medialny w kraju
UMH Group, a dziennikarze z innych wydawnictw nie wiedzą dla kogo pracują, bo
właścicielami mediów są oligarchowie zależni od polityków, którzy ze swoimi
medialnymi biznesami wolą się nie afiszować. Z resztą, to żadne biznesy, bo nie
o pieniądze w tym chodzi, tylko o możliwość wpływania na społeczeństwo lub
innych polityków i oligarchów. Podczas wyborów, to się bardzo przydaje.
A poza tym, prowincjonalne miasta i miasteczka ukraińskie są zapyziałe, wsie biedne, a
drogi w fatalnym stanie.
 |
Nadmorska promenada w Sudaku kilka lat temu |
|
Jednak Ukraina strzepuje z siebie ten brud. Przyznam się, że
nie chciało mi się jechać w tym roku na Krym. „Może pojechałbym sobie lepiej do
Hiszpanii, dawno tam nie byłem, a lubię ten kraj” – rozważałem. Myślałem o tym
nawet jeszcze w pociągu do Symferopola. Bo jakie atrakcje na Krymie na mnie
czekają? Brud, rozpieprzone, krzywe chodniki i dookoła bazar, gdzie nie można
przejść przez tłumy ludzi sprzedających i kupujących jakieś barachło. Znam to
doskonale i niczego więcej się nie spodziewałem.
Przyjechałem do Sudaka i się zdziwiłem: szeroka, płaska jak
stół i czysta promenada nad morzem. Wchodzi się z niej do knajpek, które
znajdują się bezpośrednio nad plażami i zamawia piwo za równowartość 4 zł. W
tle słychać muzykę, ale żadna popsa nastawiona na cały regulator, od której
szklanka na stole podskakuje, tylko dyskretny chill out.
Jeszcze
kilka lat temu stały tu stragany z mydłem i
powidłem, a spacerując nad morzem, łatwo było wpaść w dziurę i złamać
nogę.
Teraz całe miasto też raczej posprzątane, ulice wyremontowane. Przed
wyjazdem
zaczynałem wpadać w popłoch, bo pamiętałem z poprzedniego roku, że
bilety na
autobus do Symferopola lepiej kupować sporo wcześniej. Stałem wtedy
ponad
godzinę w kolejce, bo kasjerka oprócz sprzedawania biletów robiła jako
dyspozytorka i informacja. Gdy doszedłem do okienka, okazało się, że
biletów nie ma. W tym roku poszedłem do budki przy głównym deptaku
Sudaka, gdzie kupienie biletów zajęło mi 5 min.
– Nasz mer stwierdził, że dość już tego postsowieckiego burdelu
w Sudaku. Handlarzy pogonił na bazary pod miastem, oddając przestrzeń dla
ludzi, którzy tu odpoczywają. Jasne, że trochę kradnie i jego ludzie też, ale
coś robi dla ludzi – zauważył taksówkarz, który wiózł mnie po tym mieście.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na jedną noc we Lwowie.
Wybrałem się na stare miasto i nie udało mi się wrócić do hotelu przed 4 rano.
Tu koncert, obok knajpka z wyśmienitym jedzeniem, a potem piwo w piwiarni,
gdzie rozmawia się do rana o polityce, historii, filozofii, miłości i innych
bzdurach.
Na Ukrainie kilka osób przekonywało mnie, że wkrótce inny wielbiciel
sprzątania może zostać wybrany na prezydenta Ukrainy. Jeżeli się tylko
zdecyduje startować, Witalij Kliczko ma duże szanse na prezydenturę. A to
człowiek z zupełnie innej bajki, niż ukraińscy politycy i oligarchowie, których
mieliśmy przyjemność poznawać do tej pory. No i silniejszy od nich.
PS. Nadeszła informacja, że prezydent Janukowicz nie zamierza wypuszczać z więzienia Tymoszenko, bo inne kraje nie będą mówiły Janukowiczowi, co on ma robić. Może i nie ułaskawi Julii, ale coś będzie musiał wykombinować. Tak jak napisałem może to być np. wysłanie jej na leczenie do Niemiec. To UE powinna przełknąć i dać zielone światło do podpisania umowy stowarzyszeniowej.
Add a comment