Nov
26
Ukraińcy uciekają jak najdalej od dyktatorów
„Coś się dzieje wreszcie, gwałcą w naszym mieście” – śpiewał w 1992 roku Atrakcyjny Kazimierz. Ciekawe, jak wiele osób pamięta tę piosenkę. Była popularna, gdy my zaczynaliśmy się stowarzyszać z Unią Europejską i podpisywaliśmy z nią pierwsze umowy. Dziś tę piosenkę usłyszałem w ukraińskiej telewizji, w reklamie wódki.
Ale teraz w Kijowie nie jest potrzebna wódka, ani tym bardziej gwałty. Ludzie w pełni świadomie i przez nikogo nie przymuszani wyszli na ulice, bo się dowiedzieli, że władza za nich zdecydowała, iż żadnego zbliżenia Ukrainy z Unią Europejską nie będzie. Piszę „świadomie”, bo wcale nie jest tak, jak uważają niektórzy w Polsce, że Ukraińcy się upili nadziejami i idealizują UE, albo że umowa stowarzyszeniowa pomyliła się im z członkostwem. Nie, większości nic się nie myli.
Ale teraz w Kijowie nie jest potrzebna wódka, ani tym bardziej gwałty. Ludzie w pełni świadomie i przez nikogo nie przymuszani wyszli na ulice, bo się dowiedzieli, że władza za nich zdecydowała, iż żadnego zbliżenia Ukrainy z Unią Europejską nie będzie. Piszę „świadomie”, bo wcale nie jest tak, jak uważają niektórzy w Polsce, że Ukraińcy się upili nadziejami i idealizują UE, albo że umowa stowarzyszeniowa pomyliła się im z członkostwem. Nie, większości nic się nie myli.